niedziela, 25 marca 2012

Nowy sezon rozpoczęty

Dosyć leżenia na kanapie. Słoneczko przygrzało, dzień po zmianie czasu zrobił się dłuższy - czas przewietrzyć strzały, gryfy i majdany :-)

Poprezdni sezon kończyliśmy w sylwestrowym stylu, to rozpocząć nowy nie wypada gorzej.
Nowi adepci starali się dorownać bardziej doświadczonym kolegom.

Czasami jeszcze nie wychodzilo, ale to dpopiero pierwsze strzelanie w tym roku.

Amazonka Basia stawia pierwsze kroki w swej łuczniczej przygodzie.

Starsi, w promieniach wiosennego słońca, brali na cel i to, i owo.

 
Łucznik trenuje tak długo, aż zacznie trafiać. Zwiadowca - aż przestanie chybiać.

Tak się strzela! Brawo Hubert.


sobota, 10 marca 2012

Narodowe łucznictwo

Dla wielu narodów łuk stał się atrybutem nieodłącznym, charakterystycznym, rozpoznawalnym. Według Henryka Sawki łucznictwo białoruskie wygląda tak

Rys. Henryk Sawka


poniedziałek, 5 marca 2012

Łucznik strzela...

...a ktoś inny strzały nosi. Ciąg dalszy prezentacji z cyklu "na wesoło". Dziś rysunek mojego przyjaciela.


Rys. Dariusz Pietrzak

sobota, 3 marca 2012

Scytyjski krąg

Jakiś czas temu pisałem o „partyjskim strzale”. Omawiając tę taktykę bojową wspomniałem, że jej rozbudowaną formą jest tzw. „scytyjski krąg”. Ten manewr bojowy, stosowany przez łuczników Wielkiego Stepu, polegał na jak najdłuższym, nieustannym ostrzeliwaniu przeciwnika. Samemu zaś należało znajdować się poza zasięgiem jego broni.
Manewr przebiegał następująco:
Konni łucznicy w szyku liniowym, podjeżdżali kłusem do linii nieprzyjaciela. W odległości ok. 500-400 m przechodzili w galop. Gdy zbliżyli się na jakieś 50-30 m (200-150 m od kawalerzystów) na sygnał dowódcy robili zwrot w prawo i rozpoczynali ostrzał. Zawsze na prawym skrzydle jechał dowódca. Od decydował, o momencie zwrotu, ale również o rozpoczęciu ostrzału przeciwnika. Wybierał punkt w linii obronnej przeciwnika i tam kierowany był łuczniczy atak.. Dokonawszy zwrotu, formacja atakujących łuczników przejeżdżała w pełnym galopie wzdłuż linii obrony przeciwnika ostrzeliwując jego pozycję, a następnie zataczając koło wycofywała się jadąc jeden za drugim. W czasie gdy łucznik znajdował się podczas przejazdu z tyłu kręgu (nawrót) poprawiał swój ekwipunek i wyrównywał swoją pozycje w szyku. Zataczając koło od nowa prowadzono ostrzał pozycji wroga.
Skoncentrowanie padających z różnych stron strzał, utrudniało osłonięcie się tarczą i szyk obronny w tym miejscu najczęściej załamywał się. Wtedy do akcji wkraczały inne formacje bojowe.
Scytyjski łucznik konny (Rys. Andrzej Graniak)
Łucznicy normalnie zataczali dwa, co najwyżej trzy kręgi, wystrzeliwując ok. 15 strzał, po czym w rzędzie za dowódcą wycofywali się ustępując miejsca następnej linii, która powtarzała ten sam manewr. W tym czasie łucznicy, którzy skończyli swój manewr zajmowali miejsce za ostatnią linią w szyku. Jeśli była możliwość wystawienia na polu bitwy co najmniej trzech linii i możliwość wymiany koni oraz pobrania zapasu nowych strzał, „scytyjski krąg” można było powtarzać bardzo długo. Niektóre bitwy koczowników trwały nawet kilka dni.
Dobrze wyćwiczony łucznik konny w pełnym galopie mógł wystrzelić maksymalnie 10-15 strzał. Fizycznie istniała możliwość wystrzelania nawet 30 strzał, lecz należało zawsze uwzględnić fakt, że w takiej sytuacji łucznik pozostawał nie tylko bezbronny (w kołczanie mieściło się ok. 24-40 stzrał), ale również niezdolny przez dłuższy czas (30-40 min.) do dalszej walki, gdyż jego palce odmawiały posłuszeństwa. Osiągnięcie takich wyników było możliwe tylko w przypadku stosowania zekiera - pierścienia łuczniczego. Napinanie cięciwy gołymi palcami w pełnym pędzie konia pozwalało wystrzelić ok. 20-30 strzał, ale podczas całej bitwy.