środa, 17 lipca 2019

XI BISKUPIŃSKI TURNIEJ ŁUCZNICZY 13-14 lipca 2019


Po siedmiu latach przerwy ponownie zagościłem na biskupińskim turnieju. Przez ten czas zmieniła się formuła turnieju, moje strzelanie też na pewno nieco się zmieniło, ale atmosfera, którą funduje Biskupin pozostała niezmienna. Kilkukrotnie pytano mnie, jak odnajduję turniej po latach? Przyznam, że wiele rzeczy zaskoczyło mnie na plus. Wcześniej sporą niedogodnością było długie czekanie na swoją kolej turniejowego strzelania. Teraz, zastosowanie systemu przechodzących ze stanowiska do stanowiska grup problem ten rozwiązało. Wiele ciekawych i dość wymagających konkurencji spowodowało, że do każdej trzeba było podchodzić nieco inaczej. Zapałki, wahadło, spadające głowy, żółw, świstaki, polanka 3D, strzelanie do kozła czy polowanie na renifery to tylko niektóre z zaproponowanych konkurencji. Oczywiście nie zabrakło koronnego strzelania przez bagno do figur wojowników scytyjskich – spory dystans i duża grupa strzelających w jednym czasie łuczników robiła nie lada wrażenie na oglądających.
Bardzo fajnie sprawdziły się według mnie proste formy celów takie jak renifery czy głowy opancerzone w plastikowe hełmy. Z jednej strony robiły wrażenie, z drugiej zaś świetnie spełniały swoją funkcję – nie gorzej niż wypasione figury 3D.
Rozmieszczenie celów w taki sposób, by stworzyć namiastkę naturalnego środowiska fantastycznie się sprawdziło. Powodowało głębszą imersję i dawało poczucie prawdziwych łowów, np. polowanie na kaczki.
Sporym mankamentem było momentami rozmieszczenie celów. Na stanowisku gdzie strzelało się do sokoła i świstaków, ze celami znajdowały się drewniane kłody. Często nietrafienie w cel kończyło się mocowaniem przy wyciąganiu strzał (sam straciłem tu jedną strzałę, gdy przy wyciąganiu jej z brzozowego korzenia ułamałem grot). Przy polance 3D też brakowało niektórym strzałochwytów. Rozumiem, że organizatorzy starali się stworzyć możliwie najwierniej warunki, z którymi łucznik mógłby się zetknąć w realu. W sumie tak sobie teraz myślę – żeby nie było problemu ze strzałami, które trafiają w przeszkody, wystarczy po prostu lepiej strzelać :-)
Bardzo ciekawym pomysłem i uważam, że godnym kontynuowania, jest to co wydarzyło się już po zakończeniu turnieju czyli strzelanie eksperymentalne. W tym roku sprawdzano na ile można przebić kałkan i zbroję gotycką. Myślę, że był to dobry zaczyn, do czegoś większego w przyszłości.
Wydaje mi się również, że ukłonem w stronę oglądających zmagania turniejowe przypadkowych widzów (a takich była zdecydowana większość) mogłoby być jakieś równie spektakularne strzelanie co strzelanie do scytyjskich wojów. Czy bitwa pod Azincourt mogłaby być taką inspiracją?
Po siedmiu latach mojej nieobecności na biskupińskim turnieju nabrałem jeszcze większej ochoty, by do takich przerw więcej niedopuszczać.

Fot. Andrzej Graniak i Marta Suta


Grupa łuczników tuż przed strzelaniem do sylwetek wojowników scytyjskich.
Konkurencja - spadające głowy.
Łuczniczki nie tylko świetnie wyglądały, ale też celnie strzelały.
Niektórzy starali się znaleźć najdogodniejszą pozycję do oddania strzału.
Strzelanie do kaczek (figur 3D) przez staw.
Nie każdemu udawało się trafiać.
Dzielny Kuba szykuje się do polowania na renifery.
Polanka 3D
W czasie deszczu łucznicy się nie nudza.
Sokół i wszystkie świstaki trafione.
Kozioł stał naprawdę daleko.
Łuczniczki naprzeciw Scytom.
Biskupińska sceneria to jeden z największych atutów turnieju.
Barwnie, kolorowo, pradziejowo.
I wszyskich łączy jedna pasja.
Po siedmiu latach ponownie na biskupińskim turnieju.
Dzik - ruchomy cel - musiał znosić wiele.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz